środa, 24 lipca 2013

Znowu mnie tak wzięło dzisiaj trochę na sentymenty... Rano przez jakieś półtorej godziny wciąż katowałem rockowe ballady, głównie te z lat 80. Wiadomo, tamten okres był prawdziwą kopalnią słodkich melodii i jeszcze słodszych wokalistów, na których widok mdlała każda dziewczyna. Pomyślałem więc sobie, że fajnie byłoby odpalić wehikuł czasu i powrócić - choć po części - do tamtych czasów. Tak więc, panowie - modelujemy włosy i doprawiamy lakierem, ubieramy "marchewki", dżinsowe katany oraz białe skarpetki i wracamy do ery glam rocka i hair metalu! ( no i disco, trzeba przyznać )! Panie rzecz jasna także modelują włosy, zakładają te duże, okrągłe kolczyki, jakieś marynarki lub koszulki - koniecznie z poduszkami - i nakładają soczysty makijaż. Welcome to the 80's!

Oto 20 najlepszych hair metalowych/glam rockowych/tylko rockowych ballad z 80 ( według mnie, oczywiście )!

20. White Lion - You're All I Need ( "Man Attraction", Atlantic Records 1991 )

White Lion to grupa założona w roku 1983 w Nowym Jorku. Ich gra od początku ukierunkowana była na klasyczny, że się tak wyrażę, hair metal. Wydaje się, że w dzisiejszych czasach nieco już zapomniana. No bo czy ktoś jeszcze pamięta te przeboje, która udało im się wylansować, jak choćby "Broken Heart"? Przyczyny takiego stanu rzeczy z pewnością można znaleźć w początku lat 90, kiedy to większość tego typu grup musiała oddać pole nowej fali, którą ochrzczono nazwą Grunge. Płyta "Man Attraction", z której pochodzi "You're All I Need" jest - w mojej opinii - jedną z wielu ostatnich desperackich prób ratowania przemijających lat 80.

Oficjalnie grupa wciąż jest aktywna, ale z oryginalnego składu ostał się tylko jeden członek, wokalista Mike Tramp. Reszta działa w formacji od 2005 roku.



19. Jon Bon Jovi -I'd die for you

Tego gościa chyba przedstawiać nie trzeba. Legenda nie tylko glamowego grania, ale także i całej muzyki. W tym roku nawet przoduje na liście artystów, którzy zarobili najwięcej kasy na koncertach. 60 - występów - 142 miliony ( nie pamiętam już, czy złotych czy dolarów; Mała różnica :p ). Nieźle, nieprawdaż? Chociaż osobiście nigdy tych jego ballad nie lubiłem. Zawsze wydawały mi się takie trochę bez polotu i tej magii, właściwej innym glamowym grupom... No, ale wielkim artystom jest, to i trzeba o nim wspomnieć.










18. Warrant - Heaven ( "Dirty Rotten Filthy Stinking Rich", Columbia Records 1989 )

Kolejna grupa, której lata chwały kończą się wraz z nastaniem lat 90. Mniemam, że tę balladę kojarzy jeszcze mniej osób niż "You're All I Need". A wielka szkoda! Zespół sformował się w roku 1984 i po wydaniu debiutanckiego albumu ( patrz wyżej ), mniej więcej do roku 1993 utrzymywał status legendy glamowego rania. Później - rzecz jasna - zainteresowanie taki graniem spadło, to i sprzedaż płyt także poszła znacznie w dół. Miło, że jeszcze ostatnia ich ( póki co ) płyta - wydana w 2011 "Rockaholic" - zdołała wbić się na 22 miejsce listy Billboard Hard rock.

Jedynymi stałymi członkami składu, którzy grają w nim od początku są basista i wokalista Jerry Dixon oaraz gitarzysta i wokalista Erik Turner.










17. Perfect - Chcemy być sobą ( "Perfect" - Polskie Nagrania Muza, 1981 )

No co? Myśleliście, że tylko zagraniczne bandy wypada tu przedstawić? My też swoich grajków mamy! Miałem dylemat, który numer z dorobku jednego z największych polskich zespołów ( Ich też chyba nie trzeba przedstawiać? ) wybrać, bo przecież dysponują całą plejadą znakomitych ballad, jak choćby "Nie mogę ci wiele dać" czy "Nie płacz Ewka".  "Chcemy być sobą" to numer, który w czasach komuny wywołał wielkie poruszenie, sprawiając, że sfrustrowana stanem kraju ludność z niemalże dziką agresją krzyczała słowa refrenu na ulicy. To główny powód, jakim się pokierowałem... Kolejny koronny dowód na to, że muzyka rockowa była współautorką większości buntów i społecznych poruszeń, skierowanych przeciwko bezsensowi świata ( tak podniośle to zabrzmiało, nie? Nie miało, w założeniu, no ale niech już tak zostanie ) .

Skład grupy na przestrzeni lat ulegał tylu zmianom, że cud się w tym nie pogubić. Ale Grzesia to wszyscy kojarzą, nie?




16. Poison - Every Rose Has It's Thorn ("Open Up and Say...Ahh!", Capitol Records, 1988 )

Trzeci już w tym zestawieniu band, dla którego lata 80 były rajem, tak pod względem sławy jak i pieniędzy, a późniejsze już niekoniecznie. Chłopaki sformowali się w roku 1983 i szybko - w końcu to glam rock z krwi i kości był - zyskali sporą popularność. Taka ciekawostka: W późniejszym czasie przez pewien okres w grupie grał nawet sam Ritchie Kootzen! Ale szybko wyleciał, wszak glamowi wirtuozeria nie potrzebna ( Dobra, tak naprawdę poszło o ekscesy miłosne Kootzena, ale przemilczmy lepiej ten temat ). Gdyby nie Bret Michaels i jego kiczowate programy na VIVIE czy tam MTV, gdzie - jeśli się nie mylę - zwycięskie uczestniczki mogły wygrać z nim randkę, prawdopodobnie i o nich słuch by zaginął, a muzyka pozostała w umysłach jedynie najzagorzalszych fanów.

Skład zespołu - pomijając incydent z Kootzenem - od początku jest taki sam:
Bret Michaels - Wokal i gitara
C.C Deville - Gitara i wokal wspierający ( właśnie jego na pewien czas zastąpił Kootzen )
Bobby Dall - Bas i klawisze
Ricky Rockett - perkusja




 


15. Richard Marx - Ride Here Waiting For You ("Repeat Offender", 1989 )

Gdyby nie ten numer, który kojarzy pewnie jakieś 85% osób mających choć trochę styczność z muzyką, to o gościu też szybko by zapomniano. Kolejne typowe dziecko lat 80. Przyszły buntownicze lata 90 i już mu popularność spadła na łeb na szyję. Desperackie próby powrotu w pierwszej połowie lat zerowych ( że się tak wyrażę ) tego wieku nic w tym temacie niestety nie zmieniły. Ale mam do gościa ogromny szacunek, bo od dwudziestu czterech lat wytrzymuje z tą samą kobietą.




14. Europe - Carrie ("The Final Countdown", Epic Records 1986 )

Chcąc nie chcąc ci goście i tak już pozostanę zespołem jednego, wiadomego hitu. Ale oni, w przeciwieństwie do większości glamowych bandów lat 80 potrafili utrzymać popularność aż do dziś. Nie jest to już co prawda taki szał jak te dwadzieścia siedem lat temu, ale ich nowe albumy też nie sprzedają się wcale źle, jak na zespół - relikt minionych czasów.




13. Bryan Adams - Every Thing I Do, I Do It for You ( Waking Up the Neighbours, A&M Records, 1991 )

Kit, że numer podobno kradziony. Któż nie pamięta tej melodii, która rozbrzmiewała na ekranie podczas gdy Kevin Costner jako Robin Hood ratował ukochaną Lady Marion? Bryan Adams, mimo iż debiutancki jego album ukazał się w roku 1980, także potrafił utrzymać się aż do dziś. Darujmy mu, że podobno podebrał komuś tę piosenkę, że wraz ze zmianą czasów zmieniało się jego brzmienie i styl muzyczny. Niech mu będzie, że miał tych parę hitów, no.


12. Budka Suflera - Jolka

Mimo iż utwór, o ile się orientuję, nigdy na żadnym oficjalnym longplayu grupy nie znalazł miejsca, to - rzecz oczywista - jest jednym z ich najbardziej znanych utworów. Zdaje się, że tylko na jakich kompilacjach typu "best of" wrzucili potem ten kawałek. Kolejny przykład na to, że polska muzyka również była (!!!) silna. Budkę co prawdę założono gdzieś w latach siedemdziesiątych, ale największe ich sukcesy przypadają zdecydowanie na lata 80, stąd i ich obecność w niniejszym zestawieniu.



  

11. Cinderella - Don't Know What You Got ( Till It's Gone ) ( "Long Cold Winter", Mercury Records 1988 )

I wracamy do zespołów typu " Byliśmy gwiazdami w latach 80, a potem ludziska się na nas wypięły ". Cinderella to grupa sformowana w roku 1982. Zauważeni przez wymienianego tu już Bon Joviego podpisali kontrakt z Mercury i - a to ci nowość - błyskawicznie zyskali popularność. Niestety, jak już nadmieniłem nie dane im było przetrwać. Znów lata 90.

 

10.  Def Leppard - Love Bites ( "Hysteria, Mercury Records 1987 )

Chciałem ten numer trochę niżej umieścić, ale se dopiero teraz o nim przypomniałem. Dobra, niech im będzie. Nie wiem, czy ten zespół muszę przedstawiać. Mniemam, że nie, skoro te kilkadziesiąt milionów płyt sprzedali. Chłopakom akurat udało się utrzymać do dnia dzisiejszego i cieszą się wciąż sporą popularnością na całym świecie.



9. White Snake - Is this Love

Ten numer to jedna ze sztandarowych ballad lat 80, nie da się ukryć. Mi tam ona nigdy aż tak całkiem wybitna się nie wydawała, no ale zostawmy już chłopakom tę ich popularność, niech się trochę pocieszą. Udało im się przetrwać do dziś, choć także z mniejszą popularnością.
Ciekawostka: Przez ten zespół to przewinęło się już tyle gości, że nie sposób zliczyć... Dacie wiarę że grali tam - dłużej lub krócej - Jon Lord, Steve Vai (!!!!) czy Ian Paice?





8. Motley Crue - Home Sweet Home ( "Theatre of Pain", Sporo wytwórni, pierwsze wydanie w 1985 )

Ci kolesie to wręcz uosobienie tego, czym w latach 80 były glam rock i hair metal. Sex, drugs and rock'n'roll! Nawet dostali swoją gwiazdę na jakimś bulwarze, ale teraz nie pamiętam jakim... W każdym razie, mimo wielu zakrapianych imprez, narkotyków, fajek, seksu i nie wiadomego czego jeszcze - udało im się z powodzeniem przetrwać aż do dziś. Choć, rzecz jasna, to już nigdy nie będzie to co w latahc 80...



7. Guns N'Roses - November Rain ( "Use Your Illusion", Geffen Records 1991 )

Kolejne chłopaki, których przedstawiać byłoby wielkim nietaktem. Nie będziemy się zagłębiać w szczegóły konfliktu wszyscy Gunsi vs. Axl Rose i jego zwariowany umysł oraz cover band Gunsów, bo nie po to jest to zestawienie. Guns N'Roses sprzedali na całym świecie ponad 100 milionów płyt i są legendami rocka, bez względu na to jak potoczyły się ich losy ( Slash trzyma się świetnie, nawiasem mówiąc; Te dwie solowe płyty z Mylesem i resztą są genialne! ). A "November Rain" to popis gitarowego kunsztu Slasha.



6. Twisted Sister - You Are All That I Need

Za wysoko chyba ten numer umieściłem ( a nawet na pewno ), no ale jakby nie patrzeć Twisted Sister to kolejna sztandarowa kapela lat 80. Myślisz - lata 80 i od razu w głowie pojawiają się nazwy kilku, może kilkunastu zespołów. Twisted Sister jest właśnie takim zespołem, chociaż też nie udało im się utrzymać popularności. Niestety.





5. Kiss - I Still Love You ( "Creature of the Night", Casablanca Records, 1982 )

Matko jedyna, ci kolesi łupali już glam rocka, hair metal, hard rocka, heavy metal czy nawet rock'n'rolla, wydając olbrzymią liczbę albumów. Dlatego też są światowymi gwiazdami. Jeśli jest ktoś, kto nie kojarzy ich scenicznych masek, to błagam, niech szybko nadrobi ten rażący brak. Dacie wiarę, że grają już od 40 lat?




4. Aerosmith - Angel ( "Pernament Vacation", Columbia Records 1982 )

Można by polemizować, czy umieszczeni tego zespołu w kategorii "Lata 80" jest odpowiednie. Wszak swoje największe płyty i hity wydali w latach siedemdziesiątych ( Choć dla mnie < i pewnie nie tylko dla mnie > zawsze ich najlepszym dokonaniem będzie "Get a Grip" z 1993, gdzie mamy takie hity jak "Crazy", "Cryin' " czy "Amazing" ). No, ale i w latach 80 też złych rzeczy nie nagrywali... Dobra, mają tych 150 milionów sprzedanych płyt, to ich tu umieścimy. W sumie byłoby nawet trochę dziwne - mimo wszystko - jeśli by ich tu zabrakło.




3. Scorpions - Still Loving You ( "Love at First Sting", 1984 )

Choć panowie istnieją od roku 1965, to - znowu rzecz jasna - okres ich największych hitów przypada na lata 80 i początek 90. I znowu - przedstawiać byłoby głupotą... Żal tylko, że w 2010 ogłosili zakończenie kariery. No, ale 45 lat biegania po scenie może jednak trochę zmęczyć... Jest szansa, że zagrają na otwarcie mistrzostw świata w piłce nożnej w 2014 roku. Jestem jak najbardziej za!



2. Skid Row - 18 and Life ("Skid Row", Atlantic Records 1989 )

Dlaczego ten numer jest tak wysoko? Bo jest genialny, to raz. Po drugie, pamiętajcie, że ten zestaw to tylko i wyłącznie moje odczucia i opinie... W żadnym wypadku nie kierowałem się popularnością bandów ani niczym takim. Tak sobie myślę, że "18 and Life" już chyba zawsze na myśl będzie przywodził mi moje obecne lata, przypominał imprezy, dziewczyny, młodość... Ech. I pomyśleć, że jeszcze parę lat i człowiek będzie to wszystko musiał porzucić.



1. Love Handel - You Snuck Your Way Into My Heart

Ha! Zaskoczeni? Daję głowę, że większość, choćby przeszukała listę wszystkich glamowych zespołów lat 80 nie znajdzie o nich nawet wzmianki. Czemu? Bo to band... fikcyjny. Mimo iż wzorowany na prawdziwych postaciach, ich twórcach. Chcieli się chłopaki pokazać w telewizji, ale nikt im nie dał roli chyba. W każdym razie szacun, że udało im się w krótkometrażowej, odcinkowej bajce umieścić ( i skomponować! ) taki numer. Aż żal, że w rzeczywistości nie ukazała się żadna płyta Love Handel ( Po polsku: Miłosie :) )... :p






P.S Generalnie w tym miejscu miało być jakieś twórcze podsumowanie całego posta, ale postanowiłem dodać ten "P.S.",  gdyż ów post gotowy był już od tygodnia, ale z racji przestoju mojego i tak mułowatego neta ukazuje się dopiero dziś ( Czy tylko mi się wydaje, że to za długie zdanie jest stylistycznie cokolwiek niepoprawne? ). Tak więc bez żadnych wyrafinowanych słów końcowych - miłego słuchania, tak po prostu, no :)


poniedziałek, 15 lipca 2013

Osiemnaście lat minęło...

W końcu musiał nadejść ten dzień... Dzisiaj stuknęła mi osiemnastka, a więc oficjalnie włączam się do grona tzw. "dorosłych" ( choć kompletnie się dorosłym nie czuję ). Aż się prosi żeby z tej okazji coś na blogu naskrobać. Tylko o czym? Najlepszym rozwiązaniem w tego typu sytuacjach jest szczegółowe podsumowanie swojego dotychczasowego życia, zrobienia rachunku sumienia, rozkminy co się udało zrobić a co nie. Tyle tylko że to cholera zawsze jest nudne, a dzisiaj trzeba świętować! Drugiego tak wiekopomnego dnia w moim życiu ( no, może oprócz czterdziestki, pięćdziesiątki, setki, złotego i diamentowego wesela ) już nie będzie... Trochę żal jednak, że oto kończy się ostatnia granica dzieciństwa. Magiczna linia, po przekroczeniu której będę mógł sobie wejść do sklepu z fajką w ustach i rzucić do kasjerki "Ej, mała daj mi litra żołądkowej ". Bastion, który dawał mi do tej pory możliwość uchylania się od pewnych rzeczy, nie brania za nie odpowiedzialności. Po jego opuszczeniu już się nie wykpię "Ale ja jestem jeszcze niepełnoletni" gdy będą chcieli mnie w coś wrabiać. Ale - chyba największy plus - będę mógł oficjalnie dzwonić i chodzić na d... Nie, może nie. Zapomniałem, że nie wszyscy na tym blogu mogą się pochwalić statusem osób dorosłych. Tak więc w gruncie rzeczy niewiele się zmieni. Dalej będę musiał jeszcze zapierdzielać do szkoły, dalej będę musiał słuchać rodziców, wszak jestem jeszcze na ich utrzymaniu. Czyli tak jak teraz. Wiecie co? Mnie się zdaje, że teraz to dopiero zaczyna mi się okres MŁODZIEŻOWY. Serio. Co najmniej do dwudziestego piątego roku życia, czyli dobrych siedem lat będę mógł sobie jeszcze poszaleć i poużywać ( jeśli po drodze nie zaliczę żadnej wpadki rzecz jasna )! Studia przede mną, akademik ( Yeah ), ewentualnie jakaś stancja no ( też yeah, przynajmniej będziesz wiedział z kim imprezujesz < albo nie > ). Największe przygody wciąż czekają, żeby je odkryć ( Widzicie? Ciągle mi jeszcze zostało z tego dziecięcego sposobu myślenia )! Tak więc jest ok, ludziska. Nie wpadam w depresję, że się starzeję, nie załamuję się upływającym czasem, tym, że mi życie przemija, że za niedługo opuszczę rodzinny dom, że założę własną rodzinę, będę miał dzieci, potem wnuki a potem... Kurde, bo zaraz na serio przyjdę na załamanie nerwowe... Na koniec jeszcze, co bym do końca się nie załamał, sam sobie puszczę Happy Birthday. W metalowej wersji rzecz jasna. :D 

P.S. Mamy już 20 tys. wejść na bloga! 

czwartek, 11 lipca 2013

Tajemnice zamkniętej szafki

Robiłem ostatnio przy okazji porządków przegląd swojej półki, do której nie zaglądałem już długi czas. Będzie gdzieś tak z parę lat co najmniej... Lubię taką robotę, wbrew pozorom. Ileż ja tam rzeczy z dawnych lat ( zabrzmiało to, jakby mówił jakiś starszy człowiek, nie? ) znalazłem, a o których już zapomniałem! Cóż. Jestem sentymentalny. Może to dobrze, może to źle, w każdym razie przyjemność sprawia mi powspominanie sobie czasem minionych dni ( znowu ten podstarzały patos ). A ta półka okazała się prawdziwą kopalnią rzeczy, które mimowolnie skłaniają człowieka do przywrócenia w głowie wspomnień... Zeszyty, których marginesy pogryzmolone były najróżniejszymi bohomazami, wierszykami, karykaturami i wszystkim tym, co w jakiś sposób mogło zabić czas na wyjątkowo nudnej lekcji. Stare rakietki do ping - ponga. Nie wiedzieć czemu, w podstawówce wszyscy mieli na tym punkcie prawdziwego bzika - co przerwę ( w zimę, bo w lato to inne rzeczy były do roboty ) biegało się do holu, gdzie stał rozłożony stół i grało w "kółeczko", czy jak to się nazywało. W każdym razie toczone heroiczne boje, po których wybuchały płomienne kłótnie, kto ile ma "gwiazdek" ( 1 wygrana = 1 gwiazdka ). To była zabawa! Zaraz obok rakietek znalazłem jakieś dzienniki, w których pisałem pierwsze opowiadania, też jeszcze chyba z czasów podstawówki. Uśmiechnąłem się, widząc niedokładność i chaotyczność tych wszystkich słów. Pamiętam, jaki byłem dumny, że udało mi się coś napisać! Dalej udało mi się znaleźć zeszyty do nut, z czasów szkoły muzycznej. Kurde, tu dopiero przyszły wspomnienia! Szczególnie genialne lekcje teorii z panią S. ( nawet jeśli podanie nazwiska niczym by nie groziło, to i tak bym go nie podał - ta baba to samo zło, naprawdę. Lepiej jej nie poznawać ), która dzwoni do matki że "Paweł robi na lekcji łabędzie rączki", cokolwiek by to miało oznaczać. Nie wspominając już o aferze, gdy kierowany chęcią zemsty na wrednej profesorce ( miałem jakieś 10 lat ), napisałem jej na sprawdzianie że motety były popularne wśród małp, madrygały  wymyślono w Ugandzie a chorały gregoriańskie śpiewano głównie w Zimbabwe. Pół roku cała szkoła muzyczna miała z tego polew... Nad zeszytami z nutami znalazłem wyblakłe i poplamione kartki z zadaniami szachowymi, też jeszcze z czasów podstawówki, ale też i części gimnazjum. O, znowu pojawiły się wspomnienia... Cieszę się, że za młodu udało mi się na tę grę w naszym klubie załapać. Nigdzie indziej nie dało się odnaleźć takiej atmosfery, jaka panowała na tych wszystkich dziecięcych turniejach. A ilu nowych ludzi się poznawało! W zasadzie dalej się poznaje, skoro się wciąż gra. Ale te czasy dzieciństwa... Bezcenne. Wyżej znalazłem jeszcze jakieś stare puzzle, których nigdy nie ułożyłem oraz zielnik. Ta, pamiętam jak to matka się wkurzała: "Ja mam ci wszystko robić?! Choć mi pomóc z tymi liściami ( no chyba nie powiecie, że mówicie "liśćmi" ? )! )  Poza tym jeszcze parę podręczników i nut... 
Na samym końcu znalazłem kilka zeszytów, każdy zapisany tylko po części. Były tam wszystkie myśli, które czasami z nudów przelewałem sobie na papier, mniej więcej do drugiej gimnazjum. Wśród znajdowało się także parę wierszy... Kurde, i znowu wspomnienia. Ale te może lepiej już sobie zachowam? :) W każdym razie pomyślałem, że po co się będą te teksty marnować. Pisane były jak miałem max. czternaście lat, a więc gdy byłem szczylem, najprościej rzecz ujmując. Nie są więc pierwszej jakości, ale co tam! Znowu będzie się można trochę pośmiać. Ja sam miałem z ich czytania ogromną radochę. 

Wiersz nr 1 - Nie było tytułu, więc nadam go teraz ( postaram się odwzorować mój dawny sposób myślenia ) - " O dziewczynie "

Tak, pod rozgwieżdżonym niebem, 
Tuż przy ognisku płonącym
Z nieposmarowanym chlebem
I karczkiem w ręku gorącym.

Pośród odgłosów jeziora, 
Między szumem drzew wiekowych, 
Gdzie zdarta przez bobry kora, 
Na małych kocach brązowych.

Tam ja jestem, a obok mnie ona
Dziewczę, przy którym chcę skonać.
Biorę więc gitarę w rękę,
Miłosną grając piosenkę

Opowiadam o naturze,
I tak gram coraz dłużej,
Słucham lubej serca bicia, 
A ona przy mnie zasypia... 


Wiersz nr 2 - "Miłość" - Oryginalne, nie? Ciężko się domyśleć, o czym będzie.

Chciałbym przeżyć miłość,
Bo jest piękna.
Chciałbym przeżyć miłość,
bo jest wdzięczna. 

Chciałbym przeżyć miłość, 
dla miłości samej. 
Chciałbym przeżyć miłość,
dla tych chwil nad ranem.

Ciekawi mnie uczucie, 
I duchy z nim krążące
To w sercu ukłucie,
Kończyny paraliżujące. 

Ciekawi mnie ta senność,
I oczy zamglone.
Także szara codzienność,
Mity o niej stworzone.

Czy wszystko jest cudne,
A może i brudne?
Czy tak jak w książkach,
Albo cierpienia bolączkach?

Czy jest może miłe,
Lub często zgniłe?
Czy jest radosne,
A może umiera na wiosnę?

Chciałbym przeżyć miłość
I ją w sobie nieść.
Ja nie chcę przeżyć miłości,
Chcę z nią przez życie przejść. 



Wiersz nr 3 - "Moja ojczyzna" - zdaje się, że wygrałem tym jakiś konkurs kiedyś :p

Moja ojczyzna, 
To moje miejsce
Coś, co nie zginie,
Co wzbudzi wspomnienia.
Uwolni dumę,
Wyzwoli patriotyzm.
Moja ojczyzna,
To przeżyte dzieciństwo,
Najlepsze lata życia,
Wśród tego, co kocham.
Moja ojczyzna to ja,
Tam, gdzie moje miejsce.
Gdzieś, gdzie płonie ogień,
Przywracający myśli 
Dawnych dni
Serce rozpalając dumą,
A oczy napełniając łzami. 


No, to są te teksty, które zachowały jeszcze w miarę porządny kształt. Aż mnie naszło, żeby znowu coś takiego napisać... :)

Podsumowując, fajnie jest czasami zrobić taki przegląd zakurzonych rzeczy, których od lat się nie używało i powspominać stare dzieje. Jak to pięknie zostało wyrażone w ostatnich kadrach "Ostatniej podróży do Dawson" autorstwa Dona Rosy ( komiks o disneyowskich kaczkach - mówi Złotka O'Gilt, ukochana Sknerusa z czasów gorączki złota ):
- Chłopcy! Wasz wujek byłby wspaniałym kaczorem, nawet gdyby nie został miliarderem. Jednak kiedy przybył do Klondike, już był bogaty. Każdy jest bogaty, jeśli kocha swoją pracę i ma takich wiernych przyjaciół i krewnych jak wy. Ale największe bogactwo Sknerusa to jego wspomnienia. Wiecie co? Wspomnienia są jak te czekoladki. Zamrożone w czasie i niezmienne. I zawsze tak samo słodkie!

Na koniec, co by zrobiło się jeszcze bardziej nastrojowo i sentymentalnie, cudowny utwór z płyty "Imaginaerum" Nightwish ( jak najbardziej z sentymentalnym tekstem ): 




 :)